Tymczasem tu pojawia się on w roli rzeczowego, racjonalnie i realistycznie podchodzącego do tematu negocjatora. Z całą pewnością on i jego środowisko wyczuli zmieniającą się koniunkturę. Kuroń był jednym z przywódców lewicy laickiej, która wyrosła z lewego skrzydła KOR-u współtworzonego przez „dzieci” dawnej frakcji puławskiej PZPR. Znaczna część jej członków była pochodzenia żydowskiego, choć sam Jacek Kuroń wbrew pojawiającym się na ten temat spekulacjom takich korzeni rodzinnych nie miał. Miał za to odpowiednie korzenie ideologiczne. W młodości była jawnym komunistą, ale przeszedł ewolucję światopoglądową od stalinisty do trockisty, co nie było po linii ideologicznej panującej wówczas w partii. To spowodowało jego konflikt z władzami i zbliżyło go do kręgu młodych epigonów frakcji puławskiej, którzy również weszli na tory około trockistowskiego rewizjonizmu.

Stał się idolem i przywódcą tego środowiska i był prawdziwym guru dla młodszego odeń Michnika. Przełomowym momentem okazał się marzec 1968 roku, gdy frakcja puławska przegrała walkę o władzę z Gomułką i Moczarem. Ich eliminacja zmusiła to środowisko do wejścia w kręgi opozycji antysystemowej, która wykrystalizowała się po wypadkach czerwcowych w 1976 roku. Powstały wówczas KOR wciągnął ich w swoje tryby i w szybkim czasie zdołali oni zdominować jego ideowe oblicze i struktury. W latach 1980 – 1981 byli twardymi uczestnikami opozycji antykomunistycznej i mieli opinię ekstremistów. Żadne negocjacje nie wchodziły wtedy w grę, bo i dla nich nie do przyjęcia był gen. Wojciech Jaruzelski związany wcześniej z moczarystami i odpowiedzialny za antysemickie czystki w wojsku. Jednak już w czasie internowania bezpieka dostrzegła możliwość ich ewentualnego wykorzystania w przyszłości.

W połowie lat 80-tych wraz ze zmienioną sytuacją polityczną powstał klimat do negocjacji. Lewicy laickiej zależało by po niechybnej zmianie systemu, która zaczęła się już zarysowywać na horyzoncie, do władzy nie doszli wszelkiej maści ekstremiści prawicowi; niepodległościowcy, katolicy, narodowcy i inni. W ich odczuciu byli oni gorsi od samych komunistów. Dla nich nie było, bowiem większego przewinienia nad nacjonalizm i oczywiście antysemityzm. Zawarcie paktu z władzą, która w nowej sytuacji była też zainteresowana by zdobyć większy wpływ na opozycję i ją zneutralizować stanowiło doskonałe rozwiązanie. Ponieważ pasowało ono obu stronom szybko zapomniano dawne winy Jaruzelskiego. Zyskał on kolejnych sojuszników pomagających mu w budowaniu jego wizerunku męża stanu i zbawcy ojczyzny. Nie musiał już o tym trąbić w telewizji jedynie Jerzy Urban.

Rozmowy z Kuroniem zaczęto przeprowadzać począwszy od 1 maja 1985 roku. Pretekstu do pierwszej rozmowy dostarczyło zatrzymanie Kuronia za udział w nielegalnej demonstracji pierwszomajowej (sic!). (Władza oczywiście hołubiła święto pracy, ale nie wtedy, gdy ktoś chciał je uczcić niezależnie od oficjalnych obchodów). Kuroń został zatrzymany w momencie, gdy negocjował z milicjantami warunki rozejścia się demonstrantów. Po wyjaśnieniu pokrótce okoliczności swego udziału w zajściu rozmowa zeszła na bardziej interesujące sprawy i wtedy właśnie padła propozycja utworzenia „frontu odbudowy gospodarki”. W czasie rozmowy Kuroń w zasadzie zasugerował, że współpraca jest obu stronom na rękę i, że żywioły radykalne są niepożądane przy działaniach legalnych. Co prawda mówiąc o radykałach wskazywał na młodzież a nie na żadne konkretne środowisko polityczne, ale już w czasie tej rozmowy zaznaczyły się główne tezy jego wizji, które później będą rozwijane.

Zastanawiające jest jak to się stało, że po zatrzymaniu za udział w nielegalnym zgromadzeniu tak gładko Kuroń ze swymi rozmówcami przeszedł do spraw najbardziej interesujących, ale niemających nic wspólnego z samym faktem jego zatrzymania. Można rozważać tu różne warianty. Albo była to forma ustawki a zatrzymanie było jedynie kamuflażem, (o czym sam Kuroń wcale nie musiał wiedzieć) albo przypadkiem rozmowa weszła na nieoczekiwane tory i stała się podstawą dalszych spotkań. Biorąc pod uwagę szerokie spectrum zagadnień, jakie Kuroń przedstawił już na tej pierwszej rozmowie trudno w to uwierzyć, że nie był do niej jakoś przygotowany, ale z drugiej strony nie ma żadnych dowodów, że ta rozmowa była wcześniej szykowana akurat tego dnia, choć z całą pewnością Kuroń – zapewne jeszcze w okresie internowania – był typowany, jako potencjalna osoba, z którą można rozmawiać.

Świadczy o tym choćby relacja Andrzeja Rozpłochowskiego (jeden z przywódców śląskiej Solidarności i jeden z najbardziej nieprzejednanych opozycjonistów, na którego donosili nawet najbliżsi, pod koniec PRL wyemigrował do USA), który wspominał, że w więzieniu komuniści nierówno traktowali osadzonych więźniów politycznych. I tak, gdy jednym odmawiano spełnienia wielu ważnych potrzeb, nie dostarczano potrzebnych leków czy uszkadzano paczki przysyłane przez rodzinę Jacek Kuroń nie miał problemu by otrzymać swoje ulubione francuskie papierosy „Gaulloises”, których, na co dzień raczej nie używał przeciętny palacz z Polski Ludowej przyzwyczajony do „sportów” albo „radomskich” bez filtra. Niby jest to nic nieznaczący drobiazg, ale takich relacji o dużo lepszym traktowaniu wybranych więźniów jest znacznie więcej.

Od Rozpłochowskiego pochodzi między innymi informacja o tym, że Michnikowi umożliwiano pisanie książek w areszcie, które następnie przemycano „grypsem” (jakby to było możliwe – grypsem można przekazać tylko krótką wiadomość) za mury a potem ukazywały się one w samizdacie albo gdzieś na zachodzie. Lepiej traktowani więźniowie były to po prostu osoby wytypowane do przyszłych negocjacji i politycznego wykorzystania a więc godzące się na współpracę z SB. Wiążę się z tym sprawa legendowania i budowania wiarygodności tych wybrańców. Adam Michnik, Bogdan Lis i Władysław Frasyniuk zostali wypuszczeni na przełomie 1984/85 roku i – jak twierdzi A. Rozpłochowski – udali się na spotkanie Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej działającej w podziemiu. Informację o ich obecności na spotkaniu TKK nagłośniono w prasie konspiracyjnej, po czym z hukiem zostali niedługo potem znów osadzeni.